„Dotkliwe jest jakieś poczucie schyłkowości”, myśli. Poczucie, które narasta w nim od jakiegoś czasu, przebłysk prekognicji lub wylew wzbierającej w nim od zawsze nostalgii. Jakby coś już się skończyło, a on przeoczył tego kres, jakby nie było już nic do zrobienia.
Patrząc na swoje dzieci, odczuwa dojmującą samotność odchodzących i tych, którzy pozostali. Odczuwa kres niewinności, którego nie da się w żaden sposób uniknąć. Wszystko skazane jest na rozpad, nie dla nas wieczna melancholia elfów; jesteśmy raczej jak jętki, za krótko, zbyt błacho, dotkliwie nieistotnie.
Idzie dalej siłą rozpędu. Bezwładność pcha go jeszcze do przodu, jednak nachylenie i opór narastają.