Jestem zmęczony obojętnością. A także: tłumaczeniem sobie, że moje decyzje nie mają dziejowego znaczenia. A także: tłumaczeniem sobie, że twoje decyzje nie mają dziejowego znaczenia, choćby nie wiem, jak bardzo napinały tę cienką strunę, na której wybrzmiewa moja nadzieja na lepsze jutro. Lub przynajmniej na takie, które nie będzie katastrofą.
Jestem zmęczony swoją koncyliacyjnością i wiarą w wartość pluralizmu. A także: w wartość konsensusu. A przynajmniej: kompromisu.
Chciałbym czasem walnąć pięścią w stół i zbudować sens od nowa, z całą arogancją głupoty, która zblakła z biegiem lat. Palić mosty bez wątpliwości w zasadność zapałek i żalu po utraconych możliwościach. Robić pierdoloną rewolucję.
Tymczasem: nastawiam budzik na szóstą rano. Jest tyle do zrobienia. Jutro znów się nie wyśpię. A także: nie przebudzę się wcale.