Dlaczego media i politycy gadają tak różnie od naukowców?

Być może dlatego, że te trzy dziedziny aktywności społecznej podporządkowane są dwóm różnym trybom komunikacji. Dziennikarze i politycy komunikują względnie krótkie, proste i jednoznaczne treści. Zależy im na tym, by przekaz docierał do możliwie dużego grona odbiorców i by możliwie duże grono ten przekaz zrozumiało. Aby temu sprostać, komunikat musi twierdzić coś jednoznacznie, krótko i dobitnie, inaczej może się zdarzyć, że ktoś albo nie zrozumie, albo wyłączy się przed końcem wypowiedzi.

Wszystkie łabędzie są białe, wszyscy otyli mają problemy z krążeniem, wszyscy palacze umrą na raka.

Naukowcy z kolei komunikują treści precyzyjnie. By przekazać coś innym dokładnie i jednoznacznie, a tym samym umożliwić im konkretne odniesienie się do swojej wypowiedzi, ustaleń czy pracy, obwarowują komunikaty wieloma założeniami, trybami warunkowymi itp. To oczywiście znacznie wydłuża ich treść, sprawia, że są skomplikowane w odbiorze i wymagają zaangażowania, aby je zrozumieć. Tym samym wykluczają bardzo dużą część społeczeństwa z ich odbioru.

Na obszarze takim i takim z 99-procentową pewnością można stwierdzić, że jeśli napotkany ptak spełnia kryteria bycia łabędziem, to jego pióra są koloru białego.

Co więcej, nauka posługuje się pewną metodą, dyskurs naukowy ma pewne cechy, a opisaniem i analizą tychże zajmuje się metodologia nauk. Za podstawowe prace w tym zakresie można uznać np. Logike odkrycia naukowego Karla Poppera, prace Rudolfa Carnapa czy wywrotową i anarchistyczną Przeciw metodzie Paula Feyerabenda. Metoda ta nie jest tak oczywista, ale warto wspomnieć chociażby o tym, że sam fakt pojawienia się eksperymentów, hipotez czy wyników przeczących jakiejś teorii jest w nauce zupełnie normalną sprawą i samo z siebie nie oznacza absolutnie, że jakaś teoria czy paradygmat upadają. I odwrotnie, z faktu, że jakieś badanie daje takie-a-takie wyniki nie wynika, że staje się ono teorią i z automatu mówią jakąś prawdę o świecie. Od pojedynczego wyniku jest jeszcze długa droga do zmiany naukowego stanu rzeczy.

Tymczasem media i politycy mają tendencję właśnie do uznawania pojedynczych wyników za fundamentalne zmiany, albo z braku wiedzy i rozeznania, albo gwoli nonszalanckich uproszczeń, albo z chęci ich instrumentalnego wykorzystania. Mleko jest zdrowe. Naukowcy dowiedli, że mleko jest niezdrowe. Badacze z Oxfordu twierdzą, że nikotyna nie uzależnia. Niezależni naukowcy dowiedli z całą pewnością, że nikotyna jest uzależniająca. Hipoteza o antropogenicznych przyczynach globalnego ocieplenia jest uznawana przez ogół społeczności naukowców. Zespół badaczy z Rosji dowiódł, że klimat się nie ociepla. I tak dalej, i tym podobne. Co chwilę słyszymy i czytamy o przeciwstawnych ustaleniach naukowców, ale bynajmniej nie oznacza to, że naukowcy nie wiedzą, co mówią. To zazwyczaj dziennikarze i politycy nie wiedzą, co mówią, przytaczając wyrwane z kontekstu, cząstkowo zrozumiane i przede wszystkim wyjęte z dyskursu naukowego wyniki badań, które muszą być rozpatrywane w odniesieniu do całego wątku. Zawsze.