Życie jako interpretacja ksenotekstu

A może życie to informacja zdolna do samoreplikacji? Albo nawet właściwość informacji polegająca na zdolności do samoreplikacji?

Jeżeli byłby to przypadek pierwszy, wówczas wszelkie procesy życiowe, formy materialne, funkcje organów, zachowania itp. byłyby przypisami do pewnej (krótkiej) wyjściowej frazy. A może raczej instrukcjami, jak ją przepisać.

Jeżeli byłby to przypadek drugi, wówczas sama forma procesów życiowych, form materialnych, funkcji organów, zachowań itp. byłaby istotą życia. Trochę to fenomenologiczne, nieostre. Dobra analogia mi się wymyka.

Idąc dalej za wątkiem pierwszym, jeżeli życie to informacja zdolna do samoreplikacji, wówczas powstaje pytanie, od kogo i dla kogo ta informacja. Innymi słowy, powstaje pytanie o komunikat.

A może nie komunikat, a sztuka? Przypomina mi się Ksenotekst Christiana Böka, nieprawdopodobnie fascynująca koncepcja i – o ile pamiętam – udany eksperyment wszczepienia poezji w kod DNA Deinococcus radiodurans, najodporniejszej bakterii znanej ludzkości. Bök wprowadził do kodu genetycznego mikroba zakodowany wiersz. Wykonanie przez komórkę instrukcji powoduje powstanie konkretnego białka. W chemicznym alfabecie Böka to białko to z kolei również ma jakąś semantykę, co oznacza, że Ksenotekst to zarazem repozytorium tekstów, jak i generator nowych „znaczeń”. U podwalin tego artystyczno-naukowo-futurystycznego eksperymentu leży idea stworzenia archiwum informacji, które przetrwa kres naszej cywilizacji. Stąd wybór Deinococcus radiodurans, której niemalże nie da się zabić.

Czy jesteśmy tylko (aż?) ksenotekstem? Kto zatem nas nadał? I – co być może bardziej interesujące – kto ma nas odczytać?