Tego wiosennego poranka jedziemy przez sen. Tak się przynajmniej wydaje. Szeroka wstęga drogi ekspresowej nr 5 zawija się pod kołami naszego auta, potem rozwidla na manowce. Jest jasno, jaskrawe słońce przebija przez liczne luki w puchatej warstwie chmur.
Inne samochody można zliczyć na palcach obu dłoni. Sprawiają wrażenie przypadkiem wyrwanych z jakiejś innej, dynamicznej realności. Przemykają obok bezgłośnie, w swoim czasie.
Pojedynczych, widzianych tu i ówdzie ludzi podzielić da się na trzy wyraźne kategorie: biegaczy, psiarzy i pijaczków. Tym ostatnim inercja służy za maseczki.
W jednej mijanych wiosek łapie nas fotoradar. Jadę przez sen o 12 kilometrów na godzinę zbyt szybko.