W dziejach społeczeństw wszystko obraca się zawsze wokół prób wytworzenia arystokracji, jest ona ich szczytem i koroną, a jakiś rodzaj arystokracji, rządów ludzi najlepszych, wydaje się istotnym, choć nie zawsze przyznawanym, celem i ideałem wszelkich prób tworzenia społeczeństw.
Herman Hesse, Gra szklanych paciorków, s. 476
Sięgając do definicji arystokracji czytamy:
arystokracja [gr. áristos ‘najlepszy’, kratós ‘władza’], elitarna warstwa społeczna, zajmująca najwyższą pozycję w społeczeństwie, do której przynależność wynika ze szlachetnego urodzenia i jest dziedziczna (arystokracja rodowa); wykazuje tendencje do zamykania się przed napływem nowych osób[…]
Encyklopedia PWN
Cel istnienia społeczeństw nakreślony przez Hessego wydaje się bardzo idealistyczny, zakłada bowiem, że arystokraci są ludźmi o najlepszych kwalifikacjach, wyróżniającymi się na tle reszty społeczeństwa. Hesse pomija też zupełnie kwestię dziedziczności, która ma tu kluczowe znaczenie. Jeśli przynależność do elitarnej grupy społecznej zależeć ma od urodzenia, to siłą rzeczy kwalifikacje jednostki nie mają tu znaczenia definicyjnego, chyba żeby założyć rodzaj eugeniki lub inżynierii genetycznej, gwarantującej nowonarodzonym członkom elity pożądane przymioty.
W demokracji wolnorynkowej za swego rodzaju „arystokrację” uznać moglibyśmy ludzi najbardziej majętnych. Przynależność do grupy najzamożniejszych jest bowiem dziedziczna, zaś rosnące dysproporcje pomiędzy Muskami, Bezosami czy Gatesami tego świata a resztą społeczeństwa praktycznie gwarantują, że grupa ta jest skutecznie impregnowana na nasiąkanie nowymi jednostkami. Jest też oczywiste, że najbogatsi w demokracjach wolnorynkowych opartych na modelu liberalnym zajmują najwyższe miejsce w społeczeństwie. Mielibyśmy zatem spełnione wszystkie cechy definicyjne arystokracji w rozumieniu Encyklopedii PWN.
Oczywistym (w kontekście Gry szklanych paciorków) wydaje się jednak, że Hesse ma na myśli arystokrację rozumianą jako formację, do której członkowie nie wradzają się, lecz są powoływani. W tym kontekście dziedziczność, hermetyczność i majętność nie miałyby znaczenia; powołanie miałoby następować w oparciu o pewne obiektywne kryteria czy przymioty osoby.
Dość silnie narzuca się tu skojarzenia z państwem w rozumieniu platońskim, a zatem wizja silnie idealistyczna, w której to najlepsi i najmądrzejsi sprawują władzę, nie zaś najsilniejsi czy najbogatsi. W kontekście dziejów, historii dawniejszej i najnowszej pogląd taki wydaje się naiwny i jawnie fałszywy. Arystokracja od początku nosi w sobie ziarno własnej zguby, ponieważ bycie najwyższą warstwą społeczną daje władzę, zaś, wg słów Lorda Johna Dahlberga-Actona, „Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”. Zdeprawowana władza natomiast, prędzej czy później, pada ofiarą rewolucji.
Jeśli więc najwyższym celem prób tworzenia społeczeństw miałoby być wykształcenie arystokracji, to można by stwierdzić, że najwyższym celem prób tworzenia społeczeństw jest ich upadek.