Osiem lat temu zacząłem oglądać serial The Expanse, znakomitą space operę w konwencji hard science-fiction. W minionym tygodniu skończyłem natomiast oglądać jej finałowy, szósty sezon. Nie zamierzam tu serialu recenzować. Dość powiedzieć, że serial jest bardzo dobry, opowiadany poprzez wiarygodnych, pełnokrwistych bohaterów, upleciony wokół zajmującej i logicznej linii fabularnej. Zamierzam natomiast zanotować, co mi się przy okazji The Expanse nasuwa na myśl.
Urodziliśmy się odrobinę za wcześnie. My, marzący o ekspansji w kosmos, wyobrażający sobie podróże do innych światów. Nasze środki techniczne są już niemalże wystarczające, by dokonać kroku w przestrzeń, jeszcze nie ku planetom naszego układu, ale ku księżycowi czy bliskim asteroidom. Kolejne agencje kosmiczne ogłaszają, że ich plany obejmują zakładanie placówek księżycowych i stałą obecność poza najbliższą orbitą. Firmy takie, jak SpaceX sprawiają, że podróż w przestrzeń staje się bardziej racjonalna finansowo, niż dziesięć czy dwadzieścia lat temu. To jednak wciąż za mało.
Systemowo, gospodarczo czy infrastrukturalnie loty w kosmos to jednak nadal pewnego rodzaju fanaberia, ekstrawagancja najbogatszych państw globu. Coś, co można robić w ramach eksperymentu, naukowej ciekawości, testu technologii, nie zaś w ramach racjonalnej, powtarzalnej praktyki. Ekspansja w przestrzeń pozostaje poza zasięgiem zwykłych ludzi przede wszystkim w takim sensie, że nie może stać się częścią ich codziennego doświadczenia, np. pracy zarobkowej. Nie da się jeszcze latać w kosmos po surowce bądź w celach produkcyjnych, nie da się wyjść tam z przemysłem czy inną gałęzią gospodarki. Gdyby się dało, wówczas nasza pozaplanetarność stałaby się jeśli nie faktem, to kwestią czasu. Stałaby się racjonalnie uzasadniającą się częścią systemu.
Wierzę, że tak się stanie. Może w perspektywie pięćdziesięciu, może stu lat. Najpierw ludzie utworzą placówki przypominające platformy wiertnicze, zamieszkiwane okresowo przez twardych i gotowych na ekstremalne ryzyko pracowników. Potem przyczółki te obudowane zostaną infrastrukturą życia powszedniego. Przybędą cywile, dostawcy usług, rodziny. Z czasem odległe placówki przekształcą się w miasta, potem kolonie. Z biegiem dziesięcioleci ludzkość rozpleni się w Układzie Słonecznym trochę tak, jak ukazano to w serialu The Expanse. Nie będziemy latać do gwiazd, no, chyba że istotnie natrafimy na otwierające taką możliwość artefakty. Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że coś takiego nigdy nie nastąpi. Jednak Układ Słoneczny to olbrzymie miejsce.
Być może za kilkaset lat inna osoba pomyśli sobie: Urodziliśmy się odrobinę za wcześnie. My, marzący o podróżach do gwiazd. Już prawie, prawie mamy wystarczającą technologię…
To jednak pieśń przyszłości. Odległej, być może niemożliwej. Kto jednak zabroni nam śnić?