Pierwsze wzmianki o Polsce giną w pomroce dziejów. Historycy są jednak zgodni, że powstała blisko 4 tysiące lat przed naszą erą na południowo-wschodnich, żyznych równinach kontynentu, przeciętych rzecznymi dolinami i rozciągających się aż do wybrzeży Oceanu Wschodniego. Nad jedną z tamtejszych rzek, w okolicy obfitującej w żywność, zwierzynę, konie i surowce naturalne Świątobliwa Jadwiga – wieczna władczyni Polski – założyła stolicę przyszłego imperium: Annopol.
Od samego początku Polska była nastawiona na dynamiczną ekspansję. Również od swoich pierwszych dni była cywilizacją silnie zorientowaną na wiarę. Jako jedna z pierwszych wykształciła własny panteon wierzeń, który z biegiem lat przekształcił się w pastafarianizm, jedną z kilku dominujących na świcie religii. W dziesięcioleciach zwiększania swej powierzchni w czasach przedklasycznych Wieczna Jadwiga kilkukrotnie ścierała się z barbarzyńskimi plemionami, które jej wojowie śmiało i zdecydowanie wybijali. Mimo to, gdy niektórym z plemion udało się założyć polis Preslav i Sztokholm, Polska nawiązała z nimi relacje dyplomatyczne, stopniowo wyrastając na ich suwerena i partnera.
Kontynent nie był jednak ziemią przeznaczoną jedynie Polsce. Na ciepłej północy, pod rządami Peryklesa, rozwijała się Grecja, na południowych zachodzie natomiast, za nieprzebytymi górskimi pasmami, rozsiadła się Ameryka. Jednak najbliżej Polski, w parnych, tropikalnych dolinach kontynentalnego interioru, siedzibę swoją założył Cyrus, władca Persji.
Historycy są zgodni, że konflikt pomiędzy Polską a Persją nie wybuchł z inspiracji Polski. Owszem, Cyrus mógł czuć się zagrożony ekspansywną kulturą, która rozwijała się za południowymi granicami jego państwa. Mogło mu się nie podobać, że Jadwiga wywiera tak silny wpływ na okoliczny Sztokholm i żyje w dobrych relacjach z wojowniczymi Preslavczykami. Mógł czuć się urażony chłodnym przyjęciem jego posłów po tym, jak obie cywilizacje po raz pierwszy zetknęły się ze sobą. Faktem jednak pozostaje, że Polska nie wysyłała swoich wojsk na ziemie kontrolowane przez Persów, nie wykonywała agresywnych posunięć, które zmierzały do aneksji należących do Persji terenów ani nie nakłaniała osiedlających się to tu, to tam barbarzyńców do nękania swego Perskiego sąsiada.
Mimo napiętych relacji, minęły jednak całe stulecia, nim wybuchła nieunikniona wojna pomiędzy oboma cywilizacjami. W tym czasie Polska rozwijała się militarnie i duchowo, dążąc do wdrożenia modelu wojskowej teokracji. Jej myśliciele i budowniczowie zgłębiali metody budowy umocnień, jazdy konnej i użytkowania broni dystansowej. W jej świątyniach kodyfikowano wiarę, dążąc do wyuczenia natchnionych i oddanych misjonarzy, którzy poniosą światło pastafarianizmu w szeroki świat. Rozwój trwał w najlepsze.
Nie da się jednak ukryć, że brakowało Jadwidze wizji i ogłady. W czasie, gdy Grecy budowali amfiteatry i zaczynali inspirować wielkich twórców a Amerykanie tworzyli pierwsze ośrodki, które można by nazwać naukowymi, Polacy koncentrowali się niemal wyłącznie na sile i wierze. Epoka klasyczna wybrzmiała w tej cywilizacji przy akompaniamencie szczęku oręża i wznoszonych ku niebu psalmów.
Jak jednak dowiodły późniejsze wydarzenia, nie była to ścieżka rozwoju pozbawiona zalet. Oto bowiem u progu wieków średnich doszło do tego, do czego dojść w końcu musiało. Po serii oskarżeń i głośno wygłaszanych pretensji oraz roszczeń, Cyrus z Persji wypowiedział Polsce otwartą wojnę. Co więcej, pociągnął za sobą Amerykanów, związanych ze sobą wątłym, lecz jednak faktycznym sojuszem. Sojuszem, o którym Jadwiga – jak dowodzą źródła – nie wiedziała. Polska musiała stanąć do walki ze swym północnym i zachodnim sąsiadem, została wciągnięta w wojnę, której nie zainicjowała.
Jak wiemy z kart historii, Persja i Ameryka popełniły błąd. Polska była zaskoczona, ale nie nieprzygotowana. Szybko przegrupowane oddziały skutecznie związały Persów na ich własnym terenie, zaś na południowym zachodzie Preslavczycy powstrzymali niemrawą ofensywę Amerykanów. Polacy zdobyli jedno z trzech perskich miast, po czym zaproponowali pokój Amerykanom. Propozycja została przyjęta. Uspokoiwszy sytuację na południowym wschodzie, skupili się na długiej wojnie pozycyjnej, w której ostatecznie szalę zwycięstwa na stronę białego orła przechyliło wynalezienie trebuszy. W pierwszych dziesięcioleciach średniowiecza państwo Persów przestało istnieć.
Zwycięstwo dało Polsce nie tylko kontrolę nad upalnym interiorem kontynentu, ale także dostęp do dobrze rozwiniętej sieci kampusów. Zdobycz ta w pierwszej chwili umknęła uwadze Jadwigi, skupionej nadal na militarno-teokratycznej wizji państwowości. Wkrótce jednak pierwsi uczeni zaczęli jednak pojawiać się na jej obszarach, co zwróciło uwagę elit na nowo uzyskany potencjał rozwojowy. Wiedza stała się kolejnym, trzecim elementem wizji przyszłej potęgi Polski.
Wizja jeszcze silniejszego i bardziej rozwiniętego sąsiada nie spodobała się jednak pozostałym dwóm siłom na kontynencie. Zarówno Roosevelt, jak i Perykles prześcigali się w wyrażaniu dezaprobaty do polityki Jadwigi, mimo że nie wykonywała ona żadnych prowokacyjnych manewrów, nie licząc modernizowania i rozbudowy armii. Musiało to w końcu doprowadzić do kolejnej wojny, jednak nim to nastąpiło, minęły całe dziesięciolecia. Gdy wreszcie konflikt wybuchł, ponownie rozpętały go państwa ościenne. Perykles posunął się nawet do pretensjonalnego i protekcjonalnego tonu wyjaśniającego, że wojna jest koniecznością, a Jadwiga kiedyś to zrozumie…
Jadwiga jednak doskonale rozumiała i była na wojnę gotowa. Grecja szybko przekonała się, że zamiast inwestować w rozwój kultury i sztuki, powinna nieco bardziej pochylić się nad armią. Polskie oddziały piechoty liniowej bez większego problemu radziły sobie z zacofanymi jednostkami sąsiada, zaś bombardy i eksperymentalne dwupłatowce dziesiątkowały obronę miast.
Tymczasem na południowym zachodzie Ameryka ponownie spróbowała podejść pod Annopol. Tym razem jednak Preslav nie musiał radzić sobie z jej oddziałami (a przynajmniej nie sam), ponieważ obecne w okolicach silnie umocnionego Figlandu jednostki dalekiego zasięgu oraz złożona z zaprawionych w bojach żołnierzy kawaleria bez większego trudu rozbiły trzon ofensywy, zmuszając Roosevelta do rozproszenia sił i prowadzenia chaotycznych potyczek na rozległych równinach interioru.
Szybko stało się jasne, że Ameryka nie zdoła zrealizować żadnego ze swych militarnych celów. Roosevelt popełniał, co prawda, błędy, ale nie był głupi. Jego propozycja pokoju nadeszła stosunkowo szybko. Została przyjęta. Polska mogła skupić się wyłącznie na froncie północnym.
Wojna z Grecją była długa, lecz jednostronna. Imperium Peryklesa było świetnie rozwinięte cywilizacyjnie i kulturowo, jednak militarnie nie stanowiło wyzwania dla wojsk Jadwigi. Zamknięci za murami miast, nękani artylerią i rozwijanym przez Polskę lotnictwem, Grecy polegli. Zdobywszy Ateny, Jadwiga podpisała pokój z Peryklesem, jednak cena tego pokoju była dla agresora druzgocąca. Polska przejęła wszystkie miasta rywala, z wyjątkiem dwóch majętnych, lecz pozbawionych strategicznego znaczenia ośrodków. Przejęła też wszystkie wielkie dzieła i większość prężnie działających ośrodków kultury, co w nadchodzących dziesięcioleciach, a potem wiekach, uczyniło z niej dominującą siłę najpierw na kontynencie, a potem na świecie.
Reszta jest historią. Historią, która przywiodła biało-czerwoną potęgę na Czerwoną Planetę.
Post Scriptum
To nie mokry sen wyznawcy Wielkiej Lechii, tylko fabularyzowany opis mojej niedawnej rozgrywki w Civilization VI. Odbyłem z tą grą parotygodniowy, intensywny romans, po którym poczyniłem kilka spostrzeżeń i doszedłem do paru konkluzji.
Na początek trochę teorii, a konkretnie – teorii gier. Otóż, wyróżniamy w tejże (oprócz innych koncepcji) dwa rodzaje gier: gry o sumie zerowej oraz gry o sumie niezerowej. Pozwolę sobie przytoczyć definicje zredagowane dla mnie przez Perplexity.ai. Mógłbym, co prawda, sparafrazować je i ująć własnymi słowami, jednak wyszłoby mi z tej operacji coś bardzo podobnego. Nie widzę więc sensu udawania, że nie zasięgnąłem pomocy LLM.
Gry o Sumie Zerowej
Definicja: Gra o sumie zerowej to sytuacja, w której suma wypłat wszystkich graczy wynosi zero dla każdego możliwego wyniku gry. Innymi słowy, zysk jednego gracza jest równy przegranej drugiego gracza.
Charakterystyka:
- Konflikt: Gry o sumie zerowej modelują sytuacje czystego konfliktu, gdzie interesy graczy są przeciwstawne, a współpraca nie jest korzystna.
- Przykłady: Szachy, poker, oraz negocjacje, w których zysk jednej strony oznacza stratę drugiej.
- Macierz wypłat: Gry te są często przedstawiane w postaci macierzy wypłat, gdzie wypłata jednego gracza jest przegrana drugiego.
Gry o Sumie Niezerowej
Definicja: Gra o sumie niezerowej to sytuacja, w której suma wypłat graczy nie musi wynosić zero. Może dojść do sytuacji, w której obie strony mogą wygrać lub przegrać.
Charakterystyka:
- Współpraca: Gry o sumie niezerowej pozwalają na współpracę między graczami, ponieważ ich interesy nie są wyłącznie przeciwstawne.
- Przykłady: Negocjacje biznesowe, w których strony mogą uzyskać korzyści poprzez współpracę, oraz gry motywów mieszanych, takie jak dylemat więźnia.
- Wyniki: Wyniki mogą być korzystne dla obu stron (win-win) lub niekorzystne dla obu (lose-lose), w zależności od strategii wybranej przez graczy.
Civilization VI jako gra o sumie zerowej
Zwycięska rozgrywka, której zapis zamieściłem powyżej, była moim czwartym podejściem do gry. Trzy wcześniejsze zakończyły się dla mnie mniej lub bardziej sromotną porażką. Próbowałem strategii opartej na sojuszach i pokojowej koegzystencji, jednak żadna z tych strategii nie była skuteczna: sojusze nie dawały żadnej realnej korzyści i nie oznaczały, bynajmniej, że sukces sojusznika staje się moim sukcesem, a pokojowa koegzystencja okazywała się uciążliwie jednostronna. Rywale bez skrupułów zajmowali tereny wokół mojej domeny, odcinali mnie od zasobów, a tym samym uniemożliwiali mi rozwój. Po tych nieskutecznych próbach doprowadzenia mojej cywilizacji do świetlanej przyszłości zrozumiałem, że założenia, które stoją za całą architekturą rozgrywki w Civilization VI oparte są na koncepcji gry o sumie zerowej. Moje zwycięstwo to porażka innych. Nie ma miejsca na żadne win-win. Jest jeden zwycięzca, pozostali przegrywają.
Przez wieki takie założenie stało za polityką międzynarodową. Oglądając dziś podcast Jakuba Dymka i Marcina Giełzaka usłyszałem, że Europa zdała sobie z tego sprawę gdzieś w okolicach Oświecenia, Polska natomiast dociera do tej prawdy dziś. To, naturalnie, przesada, jednak prawdą niewątpliwie jest, że brutalna realpolitik doprowadziła przed wiekami do utraty naszej państwowości. Zdaje się, że o ile w biznesie, kulturze czy nauce da się prowadzić działania oparte o obopólne korzyści, o tyle w polityce, szczególnie tej międzynarodowej, zwycięstwa jednej strony są porażkami strony drugiej.
Druga połowa XX wieku przyniosła pewną nowość w tej materii, mianowicie projekt Unii Europejskiej. UE to próba skonstruowania ładu na kontynencie w oparciu o reguły gry o sumie niezerowej, być może dlatego, że proces jej integracji wywodzi się z biznesu – z Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Europejczycy przez dziesięciolecia istnienia EWWiS, potem EWG, wreszcie UE starali się budować ład międzynarodowy oparty o wartości i konsensus. Wydawało się, że w grę tę grają również Stany Zjednoczone. Zimna Wojna w naturalny sposób zbliżyła bowiem Europę Zachodnią i USA, tworząc z nich jakby jednolitą formację kulturową pod militarnym parasolem NATO.
Ład ten na naszych oczach wydaje się rozpadać. Nowy gospodarz Białego Domu nie wierzy, jak się zdaje, w żadne win-win situations. Za zysk Ameryki, z którego chce sfinansować realne i polityczne koszty powrotu USA do wielkości (według własnego rozumienia), chce wystawić rachunek Ukrainie i Europie. Co ciekawe, nie Rosji, ta bowiem jest raczej niechętna do płacenia.
Polityka międzynarodowa na globalnej północy ponownie zaczyna przypominać rozgrywkę w Civilization VI.