Tego dnia zwarzył nam się żurek i dowiedzieliśmy się, że zmarł papież Franciszek.
Było to pierwsze zwarzenie się żurku, które się nam przydarzyło i druga śmierć papieża, której byliśmy świadkami – niebezpośrednimi, naturalnie, i raczej średnio zainteresowanymi, ale zawsze.
Gdy umierał Jan Paweł II, M. mieszkała w Szczecinie przy ulicy Dubois. Mieszkanie w tej stoczniowej dzielnicy było ciasne i hałaśliwe, ulokowane tuż obok dużego, wielojezdniowego skrzyżowania, na którym na dodatek przecinały się również i rozwidlały tory tramwajowe. Zgiełk i ryk ruszających i hamujących aut wdzierał się do mieszkania przez średnio uszczelnione okna, symfonii grozy dopełniał natomiast zgrzyt tramwajowych kół trących o zardzewiałe szyny. Liczba decybeli w pomieszczeniu skutecznie odcinała nas od bodźców akustycznych z sąsiednich mieszkań. Wyjątkiem była łazienka. Tam dobrze dało się słyszeć suchotniczy kaszel osoby mieszkającej piętro wyżej. Można było odnieść wrażenie, że każdego ranka próbuje wypluć płuca.
W tym właśnie mieszkaniu słuchaliśmy audycji radiowej, z której dowiedzieliśmy się o śmierci polskiego papieża. Naród pogrążył się w żałobie, ludzie wylegli na ulice, do parków i na cmentarze, by solidarnie gromadzić się, zapalać znicze, okazywać żal. Wyszliśmy i my, co było o tyle ciekawe, że w tym okresie oboje byliśmy mocno areligijni, M. nawet bardziej, niż ja. A mimo to poczucie wydarzenia dziejowego wyciągnęło nas z mieszkania do ludzi. Przykład potęgi dynamiki mas.
Dziś wiadomość o śmierci Franciszka zastała nas przy śniadaniu. M. przejęła się. Ja poczułem ukłucie smutku. Trudno było mi je zidentyfikować. Latynoski papież wzbudzał we mnie raczej pozytywne odczucia, jednak nie stanowił – bynajmniej – istotnej postaci w moim życiu. Po chwili zrozumiałem, że ukłucie żalu związane jest z poczuciem upływu czasu. Kolejny martwy papież spiął klamrą te dwadzieścia lat, które upłynęło od tamtych młodzieńczych dni w szczecińskiej kawalerce do dzisiejszego poświątecznego poniedziałku.
(Naturalnie, gdzieś w międzyczasie był jeszcze Rartzinger, którego osoba odmeldowała się jednak w jakiś sposób z mojej pamięci.)
Zwarzony żurek wylałem do zlewu przez sito, na którym zostało chyba z dwa kilogramy kiełbasy. Co za marnotrawstwo.