Ostatni dzień zimy

Obudził się w środku nocy tuż obok miejsca wygniecionego przez swoje ciało, pół kwarka nad prześcieradłem, plecami do ściany. Wskazówki zegara ściennego cicho odmierzały mijające sekundy. Słyszał je jakby z oddali. W ciemności czas był czymś pozbawionym walorów konkretu.

Pod sklepieniem czaszki czuł nieprzyjemną jasność, która z każdą chwilą otorbiała się jakimś nieuchwytnym wrażeniem. Nagle dotkliwie zapragnął doświadczyć grawitacji. Powoli przesunął się na brzeg posłania, uważając, by zbyt gwałtownym ruchem nie obudzić drzemiącego w ciele bólu. Opuścił stopy na zimną podłogę i odczekał, aż jej dotyk zakotwiczy go w teraźniejszości, jednak ten moment nie nadszedł. Jak zwykle.

Wstał chwiejnie na wychudłych nogach i powlókł się do kuchni. Minął pusty pokój żony, pusty pokój dzieci i pustą lodówkę. Dotarł do okna, rozparł ręce o framugę i przylgnął twarzą do chłodnej szyby. Bezbarwne światło księżyca sączyło się zza cienkich chmur, oblewało jego zniekształconą twarz. Wyglądał jak laboratoryjny okaz człowieka w słoju z formaliną.

Gdy oczy przywykły wreszcie do ciemności, odsunął się z powrotem w głąb pomieszczenia. Spojrzał do kąta, gdzie w niewielkim gąsiorze fermentowało wino, nastawione zbyt dawno, by oczekiwać po nim jakichkolwiek walorów. Mętna ciecz wydawała przez rurkę swoje ostatnie tchnienie.

Długo patrzył, jak pęcherzyk gazu powoli przeciska się płuczką ku nicości.

Pobierz tomik „Nic tu po nas”