Poeta pisze o śmierci, poeta pisze o końcu, nie pisząc o końcu, bo co to za poezja, co wprost pisze. Poeta, znaczy, choć może poezja, co się przez poetę wypisuje. Ładnie się wypisuje, prosto w sumie, niemalże wprost.
Ludzie na sąsiedniej ławce rozmawiają o pogodzie. Głosy uniesione, emocje w rozkwicie, od słońca pewnie, choć nie od słońca, bo to właśnie brak tegoż jest przyczyną wzmożenia. Spacer nieudany, bo za zimno. Zza zimna nie widać końca.
A słońce przecież jest, choć nieruchomo opada ku linii drzew, zza których wystawałyby gmachy urzędów skarbowych, gdyby wystawały. Nie wystają, po prostu są tam, domyślnie, nie wprost. Może to do nich to słońce opada, może dlatego nie grzeje, może postanowiło rozliczyć podatek od ciepła, podatek od darowizny.
Jesteśmy obdarowani końcem.