Każdego dnia w Gazie giną dziesiątki ludzi. Nie terrorystów, nie bojowników Hamasu, lecz cywilów. W większości słabych – dzieci, kobiety, starcy, kalecy. Izraelska armia równa z ziemią zabudowania i dziesiątkuje całe pokolenie. Powstają plany eleganckich kurortów, które mają zająć miejsce unicestwionych dzielnic pomiędzy rzeką Jordan i morzem. Palestyna sprzed terrorystycznego ataku Hamasu ma przestać istnieć. Odwet Izraela jest ludobójstwem na skalę niemalże biblijną, bo przecież Jahwe również nie cackał się w tańcu. Za oko – śmierć wszystkich waszych dzieci. Za ząb – gruzy całego waszego świata.
Giną nie tylko ludzie, ale i kultura. Bo przecież Palestyna prowadziła również życie kulturalne. Miała swoją muzykę, film, literaturę. I walczy o to, aby mieć ją nadal.
Trafiłem w sieci na Gaza Poets Society, palestyńskie stowarzyszenie zajmujące się od kilku lat promocją gazańskiej poezji. Nie mam pojęcia, czy jest to prominentna i uznana organizacja, czy też inicjatywa pokroju niegdysiejszej polskiej Nieszuflady – swobodna platforma do publikacji wierszy przez każdego, kto skrobie sobie jakieś wersy. Jakakolwiek by jednak nie była jej specyfika, Gaza Poets Society jest jakimś głosem pokolenia palestyńskich poetów, które przechodzi właśnie przez doświadczenie graniczne i epokowe – systemową, planową eksterminację. Za ponury żart historii uważam fakt, że wykonawcami tejże eksterminacji są przedstawiciele narodu, który osiemdziesiąt lat temu sam miał zostać unicestwiony w metodyczny i przemysłowy sposób.
Twórcą i moderatorem Gaza Poets Society wydaje się być niejaki Mohammed Mousa. Jego wiersze wydają mi się jednak dość toporne. Chciałbym natomiast, ku pamięci, zanotować sobie utwór Fateny Abu Mustafy, gazańskiej tłumaczki i poetki, przed wojna pracującej na Uniwersytecie Islamskim w Gazie (kampus tej placówki został zbombardowany 10 października 2023 roku).
I slept half-asleep,
Fatena Abu Mustafa, Gaza Poets Society
and drained myself each day,
wandering the streets
searching for an olive sapling,
for an olive tree
that might carry me back to last September.
I searched for a fallen leaf
from the autumn past,
for a leaf still in flight,
hoping it might lift me
to that very spot—
the oil stain clinging to my coat,
the one I left behind.
Fate chose me, pulled me far,
to where injustice dwells,
where shadows breed illusions.
Still, I chase that leaf,
that it might immerse me there
and abandon me beneath the tree,
to pick olives as I once did,
to remain under its shade,
seeking a drop of rain,
a single tear
falling in our garden
last September.
I search for my friends,
for the stars we once counted,
for a moon that bore witness
to the struggle of night—
and my struggle with night.
For a sky wide enough to hold my pain,
to cradle me, and my weary mind.
Here I am,
this September,
lost within my memory,
still searching for a sign.
Moje tłumaczenie, surowe, gdyż żaden tam ze mnie tłumacz czy poeta:
Spałam półsnem
i drenowałam się co dnia,
wędrując ulicami
w poszukiwaniu sadzonki oliwnej,
oliwnego drzewka
które mogłoby zanieść mnie z powrotem do poprzedniego września.
Szukałam opadłego liścia
z minionej jesieni,
liścia wciąż w locie,
w nadziei, że może uniesie mnie on
do tamtego punktu—
plama oleju przywarła do mojego płaszcza,
który zostawiłam za sobą.
Los wybrał mnie, pociągnął daleko tam,
gdzie pleni się niesprawiedliwość,
a cienie wydają z siebie złudzenia.
Mimo to gonię za tym liściem
który mógłby mnie tam zanurzyć
i pozostawić pod drzewem,
bym zbierała oliwki, jak kiedyś,
bym pozostawała w jego cieniu,
szukając kropli deszczu,
pojedynczej łzy
opadającej w naszym ogrodzie
minionego września.
Szukam moich przyjaciół
dla gwiazd, które kiedyś liczyliśmy,
dla księżyca, który dawał świadectwo
zmaganiom nocy—
i mojej walce z nocą.
Dla nieba szerokiego na tyle, by pomieścić mój ból,
ukołysać mnie i wyczerpać moją jaźń.
Oto jestem,
tego września,
pogubiona we wspomnieniach,
wciąż poszukująca znaku.
To jak poezja obozowa. Nie tyle próba estetyzacji zagłady, ile zachowania podmiotowości, nawet jeżeli tylko w formie podmiotu lirycznego. Głos słany w świat na Substacku, chyba już bez nadziei na interwencję i ratunek – w tym zakresie świat dramatycznie zawiódł i my (ja też) dramatyczne zwodzimy – ale z nadzieją zachowanie swojego świadectwa dla potomnych. Świadectwa tego, że w ogóle się było.