W zasadzie nie wierzymy w dalszy rozwój wydarzeń. W bliższy, zresztą, też. Przyświeca nam teraźniejszość, prawda ekranu trwa ledwie machnięcie kciukiem. Prześlizgujemy się rozbieganym wzrokiem po nagłówkach, serwowanych nam przez tak zwane portale informacyjne. Wyrazy w milionach permutacji, koniecznie alarmujące w brzmieniu. Ostre reakcje, zdecydowane słowa. Elokwentne komentarze specjalistów, kontrowersyjne opinie celebrytów.
Choć katastrofizm stał się dominującą narracją, fakty zdają się nas nie dotyczyć. Taniec na krawędzi przyciąga nas, jak blask smartfonu w ciemności ćmę.
A tymczasem:
Rosja przeprowadza kolejną falę nalotów rakietowych.
Protesty eskalują w Iranie.
Ludobójstwa w Etiopii wciąż umykają uwadze mas.
Nie ma energii, by przegrzać zimę.
Cysterny z gazem suną ku Europie jak czarne chmury.
Chersoń potrzebuje chleba.
I tak dalej. Coraz bliżej.