Czas większego zła

Dobiega proces piątki osób, które kilka lat temu udzieliły podstawowej pomocy humanitarnej na wschodniej granicy. Popełnili poważne „przestępstwo” – nakarmili, napoili, przebrali w suche ubrania i wywieźli z lasu dziewięcioro Kurdów. Prokuratura domaga się dla nich ponad roku bezwzględnego pozbawienia wolności. Argumentuje, że kara ma mieć wymiar odstraszający. Ma zniechęcać inne osoby do niesienia pomocy uchodźcom.

Częstokroć prawo ma taką właściwość, że jest surowe względem słabych, a pobłażliwe względem silnych. A na pewno właściwość tą ma prawo w Polsce. Prokuratura prężyć zatem będzie muskuły względem osób, które wykazały się podstawową ludzką solidarnością, podczas gdy względem tych, którzy sprytnie surfują wśród zawirowań orzecznictwa i dobrze wyznają się w topografii legislatywy, będzie wykazywać zdumiewającą bezradność i relatywizm. Jednakże nie oburza najbardziej. Najbardziej oburza argumentacja, z której wynika, że pedagogiczny wymiar kary ma wychowywać społeczeństwo do znieczulicy. Nie twoja sprawa? Nie interesuj się, nie pytaj, nie kwestionuj, nie pomagaj.

Można twierdzić, że w sytuacji takiej, jak ta na wschodniej granicy, nie ma rozwiązań dobrych, że każde będzie w jakiś sposób złe. Powstaje jednak pytanie, dlaczego większe zło ma urastać do rangi cnoty?

To lokalna fluktuacja zjawiska, niewielkie w sumie drgnienie mroku. Sejsmiczne odmiany mają miejsce gdzie indziej. Na przykład w Strefie Gazy, gdzie Izraelskie siły pod polityczną wodzą Benjamina Netanyahu prowadzą systematyczne ludobójstwo Palestyńczyków. Za bardzo się nawet z tym nie kryją. Nie robią tego, bo nie muszą. Zachód, a w szczególności Stany Zjednoczone, które moralnym wzmożeniem reagowały na rosyjskie bomby spadające na Mariupol, Kijów czy Lwów, wygłaszają co prawda rachityczne sprzeciwy, nie idą jednak za nimi żadne konkrety. Można oczywiście polemizować ze skutecznością sankcji nałożonych na Rosję po agresji z 2022 roku, nie można jednak udawać, że ich wcale nie było. Tymczasem Netanyahu bez żenady określa krytyków swojej polityki antysemitami, jakby zbrodnia nazistowska na narodzie żydowskim raz na zawsze dała Izraelowi legitymację do popełniania dowolnej zbrodni w imię obrony własnych obywateli. Bo, ponownie, można wskazywać (słusznie), że po ataku Hamasu, stanowiącym bezpośrednią przyczynę konfliktu, Żydzi mieli święte prawo zareagować zbrojnie. Nie można jednak na dłuższą metę bronić tezy, że odwet ten musiał i powinien przyjąć tak gargantuiczny i zbrodniczy wymiar. Większe zło nie powinno nigdy urastać do rangi racji stanu.

By zło zatryumfowało wystarczy, by porządni ludzie nie robili nic. Co jednak robić, gdy gniew uciska opierające się petryfikacji serca? Wojować zza klawiatury? Słać paczki i pomoc humanitarną bez nadziei, że dotrą one do jakichkolwiek potrzebujących? Agitować na własnym podwórku, wśród rodziny i znajomych? Bardziej niż gniew dusi poczucie bezsilności, ale też winy, gdy siedząc na ławce w parku, pod szumiącym w przeczuciu jesieni dębem, pisze się bezskuteczne słowa i grzeje się w ciepłym słońcu.

Być może jedyne, co pozostaje, to pamiętać i być gotowym.