Czas ciemnych gwiazd

Nie pamiętam innego takiego czasu za mojego życia, w którym tyle ciemnych gwiazd świeciłoby nad najbliższą przyszłością świata. Konstelacje układają się w nader niekorzystne wróżby, a każdy tydzień przynosi informacje budujące wizję ponurego rozwoju wydarzeń.

Wojna w Ukrainie trwa i nie chce się skończyć. Kończy się natomiast wsparcie Zachodu dla Ukraińców, a może nie tyle kończy się, ile przechodzi kryzys za kryzysem. Niestety, polityka wewnętrzna państw UE i NATO oraz doraźne interesy polityków biorą górę nad długoplanową, strategiczną agendą. Dlatego też Ukraińcy zmagają się z niesłabnącym naporem Rosji sami. Napór ten okazał się znacznie mniej przemożny i przytłaczający, niż przed wybuchem wojny się wydawało, a rosyjska armia okazała się dużo słabszym przeciwnikiem, niż chciałaby się malować, jednakże dostęp do zasobów i poparcie wewnętrzne społeczeństwa rosyjskiego dla działań wojennych, które wydają się wciąż zasilać politykę Putina niezbyt wartkim może, ale stabilnym strumieniem, stopniowo biorą górę nad mobilizacją Ukraińców i chimeryczną pomocą Europejczyków oraz Amerykanów. Jeżeli Kijów upadnie, zagrożenie dla mojego kraju stanie się o wiele bardziej prawdopodobne, niż jest obecnie, a wówczas patetyczne pitolenie polityków okaże się dalece niewystarczającą reakcją. Niestety, nie wydaje mi się, aby zarówno polską, jak i europejską klasę polityczną stać było na coś jakościowo innego od patetycznych frazesów i opieszały, zachowawczych działań.

Tydzień temu Iran przeprowadził zmasowany i nieskuteczny – jak się zdaje, na własne życzenie – atak na Izrael, zarówno dowodzący skuteczności żelaznej kopuły, jak i obnażający jej punktową słabość. Atak ten był reakcją na wcześniejszą akcję Izraela związaną z nalotem na konsulat Iranu w Damaszku (Liban). Irańczycy stwierdzili po nim, że zamyka on dla nich temat odwetu, zaś USA stwierdziły, że nie włączą się w ewentualną akcję odwetową Izraelczyków. Jednak Izrael odpowiedział, przeprowadzając akcję na irańskiej ziemi wymierzoną w instalacje nuklearne w Isfahan. Czy Iran odda cios? Balansujemy na cienkiej linii, a wybuch pełnoskalowej wojny na Bliskim Wschodzie jest zupełnie realny.

USA grają więc na dwa fronty, trwając w rozkroku pomiędzy Europą Wschodnią a Bliskim Wschodem. A przecież gdzieś tam daleko, w Azji, są jeszcze Chiny oraz Tajwan…

Chiny, jak mi się zdaje, nie muszą niczego robić, bowiem mogą zdać się na swoją starą, dobrą strategię, która mówi, że najlepsze bitwy to te, w których przeciwnik wykańcza się sam. USA są przez Chiny postrzegane w kategoriach jeżeli nie wroga, to na pewno przeciwnika, którego Pekin chętnie widziałby słabym i niezdolnym do jakiejkolwiek odpowiedzi w przypadku wyciągnięcia ręki po Tajwan. Europa nie jest dla Chińczyków oponentem, jest jednak konkurentem i partnerem biznesowym, którego osłabienie wzmocniłoby zarazem pozycję Chin na światowych rynkach. Rosja to niepewny i nieprzewidywalny sojusznik, któremu nie należy zanadto pozwolić urosnąć w siłę. Wydaje mi się, że wojna, wskutek której USA, UE i Rosja osłabną, dla Chińczyków stanowi korzystny rozwój wydarzeń. Nie liczyłbym zatem na to, że Pekin wykona jakiś ruch dążący do stabilizacji sytuacji, chyba że przedmiotem handlu w tej transakcji będzie Tajwan…

Czy czas pakować surwiwalowe plecaki?