Ćwierćwiecze kryzysu?

Klub Rzymski w Granicach wzrostu przewidywał, że jeśli trendy w zużyciu zasobów, wzroście populacji i degradacji środowiska utrzymają się według scenariusza business as usual, to globalna cywilizacja stanie w obliczu poważnych kryzysów w połowie XXI wieku. Po 2025 roku modele sugerowały możliwe wyczerpywanie się zasobów naturalnych, nasilenie zmian klimatycznych i napięcia społeczno-ekonomiczne, prowadzące do spadku produkcji żywności i jakości życia. Problemy te mogłyby skutkować destabilizacją społeczeństw i znacznymi trudnościami w utrzymaniu globalnego systemu gospodarczego opartego na wzroście gospodarczym. Klub Rzymski podkreślał konieczność wprowadzenia bardziej zrównoważonych praktyk gospodarczych i demograficznych, aby uniknąć najbardziej ryzykownych scenariuszy i oddalić nadchodzące problemy lub zminimalizować wynikające z nich szkody.

Jak wiadomo, do żadnego wdrożenia zrównoważonych praktyk nie doszło. Do lat dwutysięcznych problemy klimatyczne i demograficzne zupełnie ignorowano, potem zaczęto stopniowo i selektywnie wdrażać rozmaite zielone strategie, wskutek czego stały się one dostrzegalne przez opinię publiczną i politykę. Gdy do tego doszło, szybko zostały zinstrumentalizowane i wprzęgnięte w narracje politycznych dyskursów. Lewica co do zasady zaczęła popierać ekologiczne inicjatywy, prawica stała się ich krytykiem, a konflikt ten w znacznej mierze przesłonił merytoryczną dyskusję wokół wynikających z niekontrolowanego wzrostu gospodarczego problemów.

No i mamy początek 2025 roku. Początek drugiego ćwierćwiecza XXI wieku, które według przewidywań Klubu Rzymskiego miało być świadkiem początku kryzysu. Czy będzie?

Wiele wskazuje na to, że tak. Wiele wskazuje na to, że z kryzysem już teraz mamy do czynienia: masowe migracje z Bliskiego Wschodu i północnej Afryki na tereny Europy, anomalie pogodowe, wymieranie gatunków, zakwaszenie oceanów… Sporo tego. W zakresie transformacji energetycznej obserwujemy coraz większy opór społeczeństw, wykorzystywany skwapliwie przez ekosceptycznych (lub po prostu cynicznych) polityków. Dostrzegamy napięcia wewnętrzne i rysy na projekcie Unii Europejskiej. Pojawiają się widma nowych wojen… Świat wydaje się daleki od spokojnego i zrównoważonego podążania ku świetlanej przyszłości.

Próbuję robić coś, na co mam wpływ. Zmieniać swoje zwyczaje konsumenckie, głosować na polityków, których programy w jakiś sposób uwzględniają potrzebę reakcji na kryzys, przekonywać znajomych, że warto uwrażliwić się na problem. Mam wrażenie, że wpływ tego na świat jest znikomy. Wciąż szukam swojej formuły, by zaangażować się bardziej. Nie jestem aktywistą, nie umiem się ekscytować, przyklejać do jezdni, wykrzykiwać haseł na demonstracjach (na które skądinąd chodzę, by robić tłum). Takie moje małe postanowienie na 2025 rok jest takie, aby zrobić w temacie zaangażowania w zmianę rzeczywistości coś więcej.

Trzymam za siebie kciuki.