Dziś wykrojono mi ciało obce z podniebienia. Wykrojono z mięsa i wydłubano z kości. Pani doktor walczyła z nim około godziny, nim zdecydowała, że jest już czysto. Leżałem na wznak na fotelu dentystycznym, poddając się zabiegowi. Sklepienie jamy ustnej miałem solidnie znieczulone. Z rzadka tylko przeszywało mnie ukłucie bólu, którego ostra szpica przebijała się przez anestetyk. Na suficie nade mną podwieszono ekran telewizyjny. Emitowano akurat film dokumentalny o rekinach. Obserwowałem kątem oka, jak kłusownicy urzynają schwytanym drapieżnikom płetwy na zupę, a okaleczone ciała wrzucają z powrotem do oceanu. Pamiętam, że widziałem ten film już wcześniej.
– Wielki był, gnojek – stwierdziła w końcu pani doktor, zmierzając do końca zabiegu. – Dobrze, że pan przyszedł. Jakby dać mu rosnąć dalej, doprowadziłby do zaniku kości.
Nic nie odpowiedziałem. Głównie dlatego, że moja jama ustna była spuchnięta, obolała i wciąż jeszcze niezaszyta. Jednak nie da się ukryć – dobrze, że przyszedłem, choć łatwo byłoby nie przyjść. Kto zwraca uwagę na pęcherz na podniebieniu? Nietrudno wziąć go za coś przypadkowego i przejściowego, jak oparzenie czy pleśniawka. Sam się sobie dziwię, że przemknęło i przez głowę, aby zainteresować się tematem i natychmiast (jak na moje standardy) udać się do dentysty. W nieodległej perspektywie być może ocaliło mi to zęby. Niewykluczone, że nawet więcej.
Współczesna medycyna jest pełna cudów, których jej krytycy, zakochani w metodach alternatywnych, nie dostrzegają. Jest też pełna patologii, głównie związanych z organizacją służby zdrowia lub z pieniędzmi, które stoją z wielką farmacją. Nie mniej jednak, nie można pozwolić sobie na to, by nieprawidłowości przesłoniły nam jej osiągnięcia i możliwości.