Wysłuchałem dziś, po raz drugi, rozmowy pewnej youtuberki z profesorem Andrzejem Draganem. Rozmowa dotyczyła fizycznego i naukowego mydła i powidła, czyli była szerokim przekrojem przez szereg kwestii związanych z nauką, teorią względności, mechaniką kwantową i okołonaukowym życiem w ogólności. Padło podczas niej wiele ciekawych zdań, profesor zaś wyjaśniał szereg kwestii. Mnie jednak w pamięć zapadła jedna i chcę ją tu zapisać, gdyż jeśli tego nie zrobię, to niechybnie o niej zapomnę.
Otóż, w mechanice kwantowej mamy zjawisko zwane problemem obserwatora. W skrócie chodzi o to, że obserwacja zmienia stan obserwowanego zjawiska, wskutek czego, zaobserwowane, przestaje ono już być takim, jakim było przed obserwacją. Obserwacja ta to zazwyczaj jakiegoś rodzaju pomiar. Co więcej, cząsteczki w mechanice kwantowej znajdują się w stanie tzw. superpozycji, co oznacza, że ich parametry nie są określone, tylko możliwe. Istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że elektron jest tu, i jakieś prawdopodobieństwo, że jest tam. Pomiar powoduje ustalenie – wybór, można by powiedzieć – któregoś z wariantów. Istnieją zatem interpretacje, które świadomej obserwacji przypisują jakąś moc stwórczą, moc kreowania jakiejś wersji rzeczywistości.
Dragan twierdzi, że to zupełnie nie tak. Nie ma żadnego znaczenia, czy obserwacja jest świadoma, czy nie i sam termin obserwator jest używany niefortunnie. Nie chodzi bowiem o obserwującą osobę, ale o pomiar sam w sobie, który równie dobrze może być dokonany automatycznie przy użyciu jakiejś aparatury działającej bez świadomego udziału człowieka. Pomiar zawsze jest bowiem ingerencją w zastany układ, chcąc zmierzyć jakąś właściwość cząsteczki, musimy na nią jakoś oddziaływać, oddziaływanie to natomiast zmienia zastany układ.
A może zrozumiałem to zupełnie błędnie? Cholerna mechanika kwantowa… Będę musiał przeczytać ten Kwantechizm…