W całej dyskusji o antropogenicznych przyczynach wzrostu stężenia dwutlenku węgla w powietrzu i – co za tym idzie – globalnym ociepleniu jest na moje oko kilka mielizn. Sprawiają one, że większość dyskusji (przynajmniej na łamach prasy czy twitterowych, bo te śledzę) grzęźnie w martwym punkcie. W tej chwili przychodzą mi do głowy dwie.
Mielizna 1: kupione badania
Prędzej czy później zarówno propagatorzy nauki, jak i denialiści klimatyczni sięgają po argument kupionych wyników badań. Oczywiście, pierwsi wskazują na to, że lobby paliwowe od lat prowadzi kampanię sfabrykowanych wątpliwości, dostarczając wyników sugerujących, że albo ocieplenia nie ma, albo nie jest spowodowane przez emisję gazów cieplarnianych ze spalania paliw kopalnych. Drudzy z kolei powołują się na jakieś tajemnicze zielone lobby (nie za bardzo rozumiem, kto miałby mu dostarczać pieniędzy), które kupuje instytuty badawcze, aby dostarczały wyników wskazujących na antropogeniczny czynnik wywołujący zmianę klimatu.
Niestety, żyjemy w świecie niesprawdzalnych informacji i wszechobecnych fake newsów i tak już – najprawdopodobniej – będzie, ponieważ taki właśnie model obiegu informacji wynika ze struktury internetu i social mediów. Dlatego też zredukowanie powyższych wątpliwości do jakichś weryfikowalnych kryteriów nie może się powieść. Albo, lżej, jest bardzo mało prawdopodobne, aby wywarło jakiś znaczący wpływ na debatę, ponieważ również taką redukcję można by natychmiast oskarżyć o bycie fałszywką. Wystarczy kilka lajków i parę szerów takiego, dajmy na to, tweeta, aby nagle jakiejś części społeczeństwa wydał się on podejrzany. I karuzela kręci się dalej.
Dlatego też widziałbym pewne rozwiązanie w zmianie optyki i postawieniu pytania o sens odejścia od paliw kopalnych i aktywnych działań na rzecz klimatu w formie zakładu Pascala (albo w kontekście teorii gier, ale to musiałbym najpierw bardziej zgłębić, bo nie do końca wiem, czy dobrze ją rozumiem). Nie pytajmy o to, czy to prawda, że powodujemy zmiany klimatu, tylko o to, co możemy zyskać lub stracić, jeśli je powodujemy. Z tak postawionej kwestii wynika dla mnie jasno, że denializm klimatyczny jest po prostu nieopłacalną strategią – ewentualne straty są znacznie większe, niż potencjalne zyski z trwania przy business as usual.
Mielizna 2: kontekst planetarny i reakcje emocjonalne
Ekolodzy, szczególnie młodzi lub bardzo emocjonalni, odmalowują wizje zagłady życia na ziemi. We wzruszających słowach, filmach czy obrazach ukazują cierpiące misie polarne, zieloną Grenlandię, poparzone koale, martwe rafy koralowe… Tak, to cholernie smutne i jak najbardziej zgadzam się, że jest absolutnie niewybaczalne i haniebne, że przyczyniamy się to kolejnego globalnego wymierania gatunków.
Konserwatyści, „realiści”, pragmatycy, real-politycy (czy jak ich tam zwał) twierdzą z kolei, często nadmiernie cynicznie lub protekcjonalnie, że trudno, zwierzątka giną, ale byłoby niesłychaną arogancją twierdzić, że zabijemy tę planetę. Wymierania były w historii globu czymś powtarzającym się od czasu do czasu i teraz również są nieuniknione. Nic na to nie poradzimy, bo przecież nie każemy nagle ośmiu miliardom ludzi przestać korzystać z prądu, transportu czy importowanej żywności. Kiedyś w Tamizie pływały hipopotamy i jakoś świat się nie skończył.
Oba te stanowiska tracą w moim odczuciu z pola widzenia fakt, że to nie o Ziemię tu tak naprawdę chodzi. Bo, rzeczywiście, mają rację „realiści”, że planeta najprawdopodobniej poradzi sobie z naszym wpływem. Na dłuższą metę. W oceanach, zamiast ryb, pływać będą kalmary i meduzy, miejsce pszczół i zależnych od nich roślin nasiennych zajmą inne organizmy itp. itd. Problem polega na tym, że to będą gigantyczne zmiany ekosystemów, które nas, ludzi postawią w pozycji do odstrzału. To dla naszej cywilizacji Ziemia stanie się dalece mniej gościnnym miejscem, niż obecnie. Nasza wygoda, dobrobyt i dobra zabawa są najbardziej zagrożone. Więc jeśli ktoś jest konserwatystą i by definition chciałby, aby było tak, jak było, to powinien raczej poważnie zainteresować się antropogenicznymi zmianami klimatu. Bo jeśli globalne ocieplenie będzie postępować bez zmian, to niestety już w krótkiej perspektywie nie będzie tak, jak teraz.