Starszy, siwy mężczyzna wstał od stołu, pozostawiając rozmówcę w lekkiej konfuzji.
– Gdzieś tu widziałem nożyczki – mruknął do siebie, rozglądając się wśród szpargałów. – A, są! – ucieszył się. Następnie ze sterty starych czasopism, leżących na półce obok kominka, wyłuskał National Geographic.
– Mogę? – spytał, unosząc nożyczki i wskazując nimi czasopismo. Rozmówca skinął nieznacznie, sięgnął po wódkę i rozlał po kieliszku. Siwy odwrócił się w stronę regału, przekartkował pobieżnie magazyn i wyciął z jednej z wewnętrznych stron niewielki skrawek papieru, wielkości połowy paznokcia małego palca. Wrócił następnie do stołu, położył wycinek na środku stołu, wychylił wódkę i spytał:
– Co to jest?
Rozmówca pochylił się nisko, bo półmrok, rozświetlany tylko zakurzonym kinkietem i blaskiem ognia buzującego w kominku, nie pozwalał dostrzec, co przedstawia karteczka. Wciąż było zbyt ciemno, zatem sięgnął po komórkę i poświecił, ale to również niewiele dało. Wycinek przedstawiał po prostu coś szaroburego i bruzdowatego.
– Nie mam pojęcia, to jest za małe – odparł rozmówca.
Siwy kiwnął głową w zadumie.
– To fragment kory sekwoi kalifornijskiej – powiedział mężczyzna. – Widać, prawda?
Rozmówca pochylił się raz jeszcze, przyjrzał się uważnie.
– Rzeczywiście, wygląda jak kora – zgodził się po chwili. – I czego to ma dowodzić? Bo jak dla mnie, niczego nie dowodzi. Chciałbym usłyszeć jakiś konkretny dowód na to, że globalne ocieplenie jest realne i powodują je ludzie, ale konkretny, a nie jakieś rozwlekłe wywody z raportu IPCC. To polityczne brednie dla biurokratów z Brukseli.
Siwy mężczyzna uśmiechnął się.
– Widzisz, okłamałem cię. To nie jest kora sekwoi.
Rozmówca spojrzał na wycinek.
– A co?
– To kawałek dupy słonia. Afrykańskiego, konkretnie. Nie zauważyłeś? – po czym otworzył National Geographic na karcie z fotografiami z parku narodowego w Kenii. Istotnie, były tam słonie i jeden z nich miał dziurę w pośladku.
– A jak miałem zauważyć? – żachnął się rozmówca. – Bez reszty zdjęcia to równie dobrze mogła być kora, błoto albo zgnieciona tektura.
– Otóż to – zgodził się mężczyzna. – Żebyś mógł zauważyć, że ten maleńki wycinek to dupa słonia, potrzebny jest kontekst słonia. Widząc słonia możesz przyjrzeć się wycinkowi, wpasować go w odpowiednie miejsce i uzyskać pewność – przynajmniej w takim stopniu, w jakim w ogóle można być pewnym tego, co się widzi – że masz przed oczami słoniową dupę, a nie sekwoję amerykańską. Tymczasem ty, chcąc ode mnie jednego konkretnego dowodu, że globalne ocieplenie jest faktem i że jest antropogeniczne, żądasz w istocie takiego wycinka pośladka Loxodonta africana, po którym rozpoznasz od razu i bez dwóch zdań całą złożoność kontekstu. Tego się nie da zrobić. Ten problem jest złożony i nieredukowalny, żeby uzyskać jako taką pewność, na co patrzysz, musisz objąć wzrokiem większą całość. Bez tego, kolego, jesteś w dupie, choć nawet o tym nie wiesz.
Tekst na marginesie lektury Światów równoległych Łukasza Lamży, w której autor z gracją, ale też bez intelektualnego sadyzmu, rozprawia się z teoriami spiskowymi i pseudonaukowymi koncepcjami.