Lęk nie ma barw ani wytchnienia.
Nocą śni o rdzy na liściach, w tle cichy oddech eksplozji,
iskry tańczą w zimnym mleku.
Nic się nie rozlało, naczynie zawsze było puste.
Echo kołysze się w próżni.
Już jutro? Przecież nawet nie było wieczoru,
to cień zapomniał wrócić na miejsce.